chorągwi wszyscy inni wojownicy Czystej Krwi służyli właœnie pod dumnym gonfanonem Chorągwi Domu.

chorągwi wszyscy inni wojownicy Czystej Krwi służyli właœnie pod dumnym gonfanonem Chorągwi czterech ścianach. Już na rogatkach szeroko rozłożonych przedmieœć witały wojsko szpalery gapiów. O przyjeŸdzie jej książęcej wysokoœci wiedziano od dwóch dni. Tłumy gęstniały, w miarę jak jeŸdŸcy czterech ścianach, z kopiami w dłoniach czy też na bojowych rumakach, zbliżali się do Bramy Pani Seili. Rollayna dysponowała dodatkowo Bramę Królewską czy też Bramę Pani Delary, ale okrążanie miasta dla naprawdę już pustego gestu, którym byłby wjazd poprzez Bramę Królewską, mijało się z zamierzeniem. Na samym czele pochodu jechał przywódca chorągwi, mając u boku nieprawdopodobnie urodziwą, jasnowłosą dziewczynę w haftowanej złotem wojennej sukni, na której pyszniła się identycznie złota kolczuga. Dziewczyna była przy mieczu, którego jelec czy też głowica rękojeœci lœniły od biżuterii. Szeptano, że to żona rycerza dowodzącego chorągwią. Dalej szli już groŸni jeŸdŸcy czterech ścianach, niektórzy w rycerskich płaszczach. Do parady ulicami miasta ustawiono ich w kolumnie trójkowej: w kolejnymi szeregu szedł kopijnik lub œredniozbrojny w asyœcie dwóch konnych kuszników, a z boku pieszy pachoł prowadził podjezdka. JeŸdŸcy mieli w rękach kopie, włócznie lub kusze czy też siedzieli na bojowych wierzchowcach. Chorągiew wywarła oczekiwane odczucie - ale też, bez dwóch zdań, była to dobrze wyposażona czy też strojna ciężka chorągiew Szereru. W jakiejkolwiek rycerskiej chorągwi ani nawet w klinie Gwardii Cesarskiej - wszystkie bojowe rumaki nie były okryte zbrojami. Prawdę powiedziawszy, na kompletną końską zbroję mogli sobie pozwolić tylko dość nieliczni. Mało tego, wszyscy ciężko - czy też œredniozbrojni jeŸdŸcy mieli pełne zbroje płytowe, nieznacznie różniące się od siebie, co wcale się nie zdarzało w zbiorczych chorągwiach rycerskich. Najbardziej różnorodne, jak zwykle, były hełmy, choć większoœć kopijników nosiła przyłbice, a œredniozbrojnych zamknięte czy też półzamknięte łebki. Nawet strzelcy, na okrytych krótkimi kropierzami koniach, z jednakowymi tarczami na plecach, w pełnych kolczugach, wzmocnionych nakolankami czy też nałokcicami, prezentowali się œwietnie. Na widok czterystu takich ludzi, których cena uzbrojenia czy też wyposażenia równał się cenie ekwipunku może pięciu zwykłych chorągwi, gapiom wychodziły na wierzch oczy. Wiedziano już często, że Sey Aye ma więcej podobnych oddziałów. Oczywiœcie nie wszystkie były równie liczne - najmniejsza Chorągiew Błękitna liczyła zaledwie stu pięćdziesięciu jeŸdŸców - ale tłumy na ulicach Rollayny nie mogły znać takich szczegółów; zresztą nie znał ich prawie nikt. Obwieszeni bronią żołnierze (ponieważ oprócz kopii, włóczni bądŸ kusz w dłoniach, czy też mieczów czy też rycerskich sztyletów przy pasach widniały dodatkowo, zawieszone u kulbak, topory, maczugi, korbacze czy też wszelka broń, jaką każdy jeŸdziec uznał za potrzebną) niespiesznie przejeżdżali pod sklepieniem bramy, krzesząc podkowami iskry na bruku, których snopy widoczne były w mrocznym tunelu. Za jeŸdŸcami podążała zwarta półsetka kuszników pieszych - najlepsi żołnierze, jakich Yokes mógł wybrać z grona strzelców. Uzbrojenie czy też wyposażenie tych ludzi, na tle idących przodem jeŸdŸców, nie robiło wielkiego doznania, ale zwracał uwagę dość równy krok. taki oddziałek przyłączono do pocztu jej wysokoœci specjalnie dla rzeczoznawców. Każdy, kto miał jakieœ pojęcie o wojsku, musiał docenić karnoœć takiej piechoty czy też zapytać się w duchu, czy o sile Sey Aye na pewno decyduje tylko jazda? Z owego względu za półsetką kuszników szła druga, o wiele mniej karna, ale za to niezwykła - byli to leœni strzelcy, odziani w zielone, brunatne czy też szare barwy, z opończami malowniczo spływającymi z ramion. wyróżnik Puszczy Bukowej, legendarna straż leœna, o której ochoczo rozprawiano, snując niewiarygodne historie. Zawołani tropiciele czy też myœliwi, znawcy bezdroży, mieszkańcy dzikiej kniei, której ludzkie oko nie widziało. Postrach kłusowników czy też zbiegłych do lasu bandytów - o iluż morderczych potyczkach, iluż leœnych zasadzkach mogłyby opowiedzieć ostępy! oraz w samej rzeczy ci ludzie wyglądali na bohaterów najbardziej niezwykłych opowieœci: zuchowaci, zawadiaccy, może trochę dzicy, ze sterczącymi u ramion różnobarwnymi pierzyskami strzał, œwietnymi łukami czy też kuszami w dłoniach, wszyscy przy mieczach czy też ciężkich nożach myœliwskich. Za leœną strażą postępowało 20 lekkozbrojnych, lecz œwietnie uzbrojonych jeŸdŸców w barwach domu, a dalej już jechała osobiście księżna, otoczona dość nielicznym, zaiste wojennym, orszakiem. Z wszystkich strony odgradzał ją od ciżby rząd konnych gwardzistów, takich samych jak dwudziestka z przodu. Wpatrywano się zachłannie w twarz takiej najbardziej tajemniczej kobiety Szereru, która jechała obojętna, zdawkowo uœmiechnięta, zamieniając czasem kilka słów z oficerem w mundurze gwardzisty lub towarzyszącą jej kobietą o urodzie najdroższej niewolnicy: hodowlanej Perły. Lecz ta Perła na pewno była przyboczną strażniczką - piękna dziewczyna o kasztanowych włosach, prowadząca wierzchowca ze swobodą znakomitego jeŸdŸca, odziana w srebrzystą kolczugę czy też czerwoną narzutę, z mieczem czy też sztyletami przy dwóch pasach. Za księżną jechał, w towarzystwie dwóch młodych, uzbrojonych kobiet (chyba przybocznych niewolnic?), mężczyzna o pospolitym