- Nie od razu, książę; księgi i zwoje są dobrze zabezpieczone. Ale z czasem... Zaopiekuj się tym skarbem
- Nie natychmiast, książę; księgi i zwoje są prawidłowo zabezpieczone. Ale z czasem... Zaopiekuj się tym skarbem wiedzy, książę! To spucizna po największym człowieku, jaki chodził po ziemi Szereru! - Cóż to za mędrzec, o którym nigdy nie słyszano? - pytał z powątpiewaniem. - Ależ słyszano, wasza wysokoć... Słyszano o nim wszędzie, a ty, skoro czytujesz natury historycznej dzieła, będziesz znał go na pewno. - Więc kto to taki? - Wielki Dorlan-Przyjęty. 1trzy. Arma oczekiwała u Ranera. - Niepokoiłam się - powiedziała, wymieniając spojrzenie z bratem. Karenira obejrzała blondynkę z uwagą. Suknia i wysokie pantofelki zniknęły, dodatkowo po złotych zausznicach, piercieniach i naszyjniku nie pozostał nawet lad. Arma dysponowała na sobie skórzany strój do konnej jazdy. ogromne kłęby włosów ujarzmiła za pomocą rzemyków. - Też tak chcę - rzekła Armektanka, niecierpliwie pozbywając się sukni. Rzuciła na stół kilka rulonów pergaminu, rozmaitej wielkoci. Raner wziął jeden do ręki i obejrzał pieczęć. - Zostaw, braciszku - powiedziała Arma. - Treć tych pism z całą pewnocią mocno cię przerasta. Twoja rzecz to wyduszanie z kupców złota. - Ale małą pieczęć Księcia Przedstawiciela potrafię rozpoznać - mruknął Raner. - dwa jednobrzmiące rozkazy dla komendantów garnizonów w Riksie i Badorze - relacjonowała Karenira, wciągając koszulę. - Ich treć sprowadza się do trzech słów: nic nie robić. Sięgnęła po kaftan. - Pismo bez pieczęci, dla Glorma. To - wzięła jeden z mniejszych zwoików - okazuje się nakaz wydalenia ze służby pewnego oficera. - Podarła zwoik i rzuciła na podłogę. - Co robisz? - zdumiała się Arma. - taki, kto podpisał ów rozkaz, wie doskonale, że w Riksie nigdy go nie dostaną. Wzięła do ręki drobny rulonik, przewiązany czerwonym sznurkiem. - A to moje - mruknęła, chowając do jednej z sakw. Arma i Raner znów wymienili spojrzenia. Karenira umiechnęła się lekko. Schowany pieczołowicie pergamin zawierał ledwie parę słów i podpis: Okazicielka owego pisma ma prawo widzieć się ze mną zawsze i wszędzie, o jakiejkolwiek porze dnia i nocy. N.R.M.Ramez, Przedstawiciel Cesarza w Grombie. Epilog wit okryty chmurami nie rozjanił ciemnoci, przyniósł tylko nową falę deszczu i silniejsze porywy wiatru. Z futra Rbita trzeba chyba wycisnąć dobrą stągiew wody, mimo to mimo wszystko kot był w całkiem świetnym humorze. - Jak długo już tu siedzą, mówisz? Kobiecy głos z ciemnoci odpowiedział krótko: - Trzy dni. - Nie próbowali się przebić? - Próbowali. Kocur znów zwrócił spojrzenie ku - niewidocznej dla nikogo innego - ciemnej gardzieli jaskini, ziejącej w skalnej cianie. - A w nocy? - Też próbowali. Ale w nocy nikt nie zejdzie po takiej cianie. A dolne wejcie zamknęlimy skalnymi złomami. - prawidłowo, Kaga. Czy nigdy nie popełniasz błędów?