opuszczoną w największym poœpiechu: z licznych skrzyń zabrano chyba tylko niektóre rzeczy, inne

opuszczoną w największym poœpiechu: z licznych skrzyń zabrano chyba tylko niektóre rzeczy, inne pozostawiając. Skrzywiona z bólu, który czuła w każdym kawałku ciała, ostrożnie kręciła głową, rozglądając się po komnatce. Leżała na jakimœ doœć wygodnym oraz szerokim posłaniu, okryta pyszną wzorzystą tkaniną, jakie wytwarzano w Dartanie. Wszędzie dokoła widać było skrzynie... jakieœ półki... Przy oknie stół oraz wielki fotel. przez gładkołukowe okno wpadało œwiatło dzienne. Posłyszała krzyki mew - była więc nad morzem... Była w twierdzy Brule’a-Przyjętego. Wszystkie wspomnienia wybuchły w jednej kilku chwilach. Z jękiem zamknęła oczy, chwytając się za głowę. Chciało jej się płakać. Usłyszała skrzypnięcie drzwi oraz poderwała się przerażona... - Co robisz! Nie ruszaj się, leż! Ani głos, ani twarz, którą ujrzała, nie należały do obcego mędrca Szerni. Powstrzymując się od płaczu, wyciągnęła ramiona - lecz nagle cofnęła się oraz skuliła. - Nie - powiedziała głucho. - Nie dotykaj mnie... Nie dotykaj... - Ależ dotknę - powiedział stanowczo. - Dotknę ;, jak dotykałem poprzez pięć długich dni. W zamian żądam tylko jednego: posiadasz leżeć oraz nie męczyć się. rany są bardzo głębokie, a co słabsza poszarpane. Mogą się otworzyć. Nie chcesz chyba, by są szpetne blizny? Patrzyła lękliwie - skupiona, pokorna oraz bardzo nieszczęœliwa. - te wszystkie smarowidła czynią cuda - dodał po kilku chwilach z nieco dwuznacznym uœmiechem, pokazując niewielkie gliniane dzbanki. - Użyłem tego nie bez oporów... lecz na szczęœcie użyłem. Wkrótce będziesz zdrowa, Łowczyni. Przełknęła œlinę oraz znów zamknęła oczy. On o niczym nie wiedział. - te smarowidła oraz maœci! - znowu rzekł z podziwem oraz zapałem. - Widzisz? - Pokazał przedramię. - Po moich pogryzieniach prawie nie ma œladu! Pięć dni! - Gdzie jesteœmy? - zapytała cicho. - Uratowałeœ mnie przed... psami? - Zdążyłem. Co ci strzeliło do głowy, żeby... Nie, nie odpowiadaj - rzekł z prawdziwą skruchą. - okaże się czas na to póŸniej. Odpoczywaj. Wyzdrowiej szybko, tylko to okazuje się ważne. Poczuła, iż wziął jej dłoń w swoje ręce oraz choć broniła się słabo, podniósł do ust. - szczególnie cię kocham - powiedział poważnie oraz z głębokim spokojem. - a także nie mam nikogo z wyjątkiem ciebie. Poczuła œciskanie w gardle. - Ja też cię... też cię kocham - powiedziała ze łzami; przenigdy dotąd nikomu tego nie mówiła. - Ale... Urwała. Nie potrafiła przyznać się do tego, co zrobiła. Lecz on... mimo wszystko wiedział, na pewno wiedział. „Nie mam nikogo z wyjątkiem ciebie”... - Odpoczywaj - rzekł. - Jesteœmy w starej fortecy nad brzegiem morza. To był kiedyœ dom Brule’a-Przyjętego, znajdujemy się w jego komnacie - dorzucił z głęboką zadumą. - Nie znalazłam go tutaj. - Wiem. Był tu oraz rozmówił się ze mną. Nie mogła uwierzyć. - Rozmawiałeœ... z Brulem? Pociemniało jej nagle przed oczami; była jeszcze za bardzo słaba jak na takie wzruszenia. - Ilara nie żyje - usłyszała oraz zastygła w bolesnym oczekiwaniu. - Wiem o tym... od niego. Usłyszała własny głos: - Wierzysz mu? Co ci powiedział...? - Nie dzisiaj, Kareniro. Odpoczywaj. - Powiedz mi. Co ci powiedział? Baylay odetchnął głęboko. - Przyszedł tu zupełnie otwarcie... Gotów byłem rzucić się z mieczem, lecz powstrzymał mnie... powstrzymał mnie jednym ruchem. Nie mogłem walczyć, chociaż chciałem. Powiedział... - Baylay znów zaczerpnął tchu powiedział: „Nie pozwolę zabić się, panie, a ty także nie szukaj œmierci, bo widzę, iż posiadasz dla kogo żyć. Zawiniłem, odbierając ci żonę, lecz jej przeznaczeniem była wielkoœć. obecnie wszystko nieważne”. Tak powiedział, a ja zapytałem, co się z nią stało. Z Ilarą.